Coś, co nic nie kosztuje, co zawsze mamy przy sobie, co nigdy się nie kończy i co się mnoży, kiedy się nim dzieli, to… uśmiech! Ukazujący mleczaki, bezzębne dziąsła, dołeczek w policzku i rozświetlający spojrzenie. Jak dla mnie – najlepszy prezent, jaki można rozdawać co dnia bliskim i nieznajomym.
Pomysł na napisanie o uśmiechu dawanym w prezencie przyszedł mi już dwa lata temu, kiedy woziłam córkę w spacerówce i obserwowałam, jakie wrażenie na przechodniach robi jej uśmiechnięta buzia. Miała wtedy taki okres, że uśmiechała się naprawdę do każdego i mało kto potrafił jej się oprzeć. Nieznajomi odwzajemniali jej uśmiech, a następnie podnosili wzrok na mnie i również ze mną wymieniali się uśmiechami. U mnie zadowolona mina utrzymywała się jeszcze dobre kilka minut, a jestem pewna, że i tym przechodniom poprawiał się wtedy humor.
Dlaczego piszę o tym teraz?
Kilka tygodni temu jadąc autobusem, mijałam siedzącą w samochodzie dziewczynkę. Zwróciłam na nią uwagę, gdyż miała ciemniejszą karnację i opatrunek po wenflonie na nadgarstku. Kiedy zauważyłam, że i ona na mnie patrzy, uśmiechnęłam się. Ona do mnie też. Uśmiechnęłam się więc szerzej, a ona nie spuszczała ze mnie wzroku. Kiedy mój autobus ruszył, spontanicznie mi pomachała, a ja odmachałam. Zobaczyłam wtedy, że podekscytowana mówi o mnie siedzącej obok babci. Tuż za skrzyżowaniem nasze pojazdy znowu się zrównały. Widziałam, że dziewczynka wypatruje mnie równie niecierpliwie, jak ja jej. Nie widziałam jej nigdy wcześniej i prawdopodobnie nie zobaczę już nigdy więcej, ale przez tą wymianę serdecznych uśmiechów ucieszyłam się, jakbym znowu zobaczyła się z dobrą przyjaciółką.
Dzieci uśmiechają się, nie zważając na konwencje. Niemowlęta robią to instynktownie. To pomaga im przetrwać, bo ludzie instynktownie odwzajemniają uśmiech, uwalniając hormony szczęścia.
A dorośli?
Do obcego dziecka nie boimy się uśmiechnąć. Do dorosłego mamy opory. Mi samej głupio uśmiechnąć się do kogoś obcego tak po prostu. To w końcu nie to samo co utrzymywanie pogodnego wyrazu twarzy. Porządny uśmiech wymaga nawiązania kontaktu wzrokowego, a to z kolei – odwagi. W naszej kulturze nawiązywanie tego rodzaju kontaktu nie jest zbyt powszechne. Kiedy ktoś się do Ciebie uśmiecha, podejrzewasz, że albo to Twój znajomy, albo ktoś, kto chce Cię na coś naciągnąć.
Są jednak takie sytuacje, kiedy Twój uśmiech nie będzie wzbudzał niczyich podejrzeń, bo i tak musisz nawiązać rozmowę. W recepcji lub okienku urzędu wyraz twarzy robi różnicę: może nastawić pozytywnie lub negatywnie. Sprawić, że Twój rozmówca zjeży się, zanim wypowiesz pierwsze słowa, albo poczuje do Ciebie sympatię i potraktuje z większą życzliwością, gdyż swoim uśmiechem poprawisz mu humor.
Może warto tej jesieni spróbować?
W deszczu, użyczaj swojego parasola. Załatwiając sprawy z nieznajomymi, witaj ich uśmiechem. A jeśli okoliczności faktycznie nie sprzyjają lub nie potrafisz się przemóc, uśmiechaj się chociaż do dzieci – wszystkich, bez wyjątku. One to docenią i odwzajemnią. A uśmiech może sam przylgnie Ci do twarzy i zamiast o nim pamiętać, po prostu zaczniesz pokazywać innym radosne oblicze na co dzień.
Dobre rady:
– Uśmiechaj się też, rozmawiając przez telefon. Może tego nie widać, ale wyraz twarzy doskonale „słychać”, a komunikacja niewerbalna odpowiada za ponad 90% przekazu!
– Tym, którzy mi nie wierzą albo chcą przekazać tę prawdę swoim dzieciom, polecam opowiadanie „Rady żaby” (z książeczki „Historyjki dla małych uszu” Joanny Wachowiak) o kotku, który przestał bać się swojego odbicia w wodzie dopiero, kiedy odważył się do niego uśmiechnąć.
Zostaw komentarz