Do kręcenia teledysku w prezencie podchodziłam dwa razy, na dwie różne okazje. Za każdym razem występowałam w innej roli i przyjmowałam zupełnie inne podejście, dlatego moje doświadczenia z tych dwóch prób bardzo się od siebie różnią. Dziś napiszę o pierwszym z nich, a o kolejnym prezencie muzycznym przeczytacie już za tydzień.
Pomysł na prezent muzyczny
Sam pomysł na stworzenie teledysku miał kilka źródeł. Uczęszczaliśmy wtedy z mężem na zajęcia z rock’n’rolla akrobatycznego w szkole Promenada. Świadomi naszych możliwości wiedzieliśmy, że jest to dla nas raczej tymczasowa przygoda, ale bardzo chcieliśmy mieć z niej jakąś pamiątkę, żeby móc się w przyszłości pochwalić niedowierzającym dzieciom i wnukom. Dlatego właśnie regularnie nagrywaliśmy co bardziej efektowne akrobacje. Tymczasem zbliżał się ślub znajomych, którym chcieliśmy podarować jakiś kreatywny prezent, a ja przypomniałam sobie piosenkę oraz teledysk, które dostałyśmy na Dzień Kobiet z wszystkimi dziewczynami z roku od kolegów ze studiów [więcej na temat tego prezentu przeczytacie we wpisie: „Muzyczne życzenia od mężczyzn dla kobiet„]. Do tej pory co najmniej raz do roku odtwarzam sobie „Blue Suede Shoes” i „Too Marvelous For Words” w ich wykonaniu. Uznałam więc, że teledysk to świetny prezent, a 20przy okazji duża frajda dla osób w nim występujących.
Przygotowania do nagrywania teledysku
Wybór piosenki nie sprawił mi kłopotu. Utwór „Shalom Shalom” wokalistki Noa śpiewaliśmy razem z chórem na Światowych Dniach Młodzieży, więc wiedziałam, że będzie się nowożeńcom dobrze kojarzył. Ponadto ma dość konkretny tekst, który łatwo zilustrować. Na tydzień przed planowanym nagrywaniem przygotowałam ramowy scenariusz, obmyśliłam scenografię, kostiumy (czarne spodnie i koszulki z Dni Młodzieży oraz prześcieradło) oraz rekwizyty (obejmujące żarówkę, batonik i plansze z napisami „Peace”, „Goodbye”, „Hello”). Pozostało tylko modlić się o dobrą pogodę.
Kamera, akcja!
Nagrywanie zajęło zaledwie kilka godzin. Jedną scenę (mycia nóg w misce) kręciliśmy w domu, pozostałe w pobliskim lesie. Wybór miejsca z równym podłożem (żeby uniknąć skręcenia kostki przy akrobacjach) i nieuczęszczanego przez ludzi był nie lada wyzwaniem. Na zabranym z domu taborecie ustawiliśmy laptopa, z którego odtwarzaliśmy muzykę, a na nim statyw z aparatem, który służył nam za kamerę. Poza podnoszeniem i sceną wymagającą szybkiej wymiany plansz, nie robiliśmy wielu dubli i tylko kilka razy musieliśmy przerywać nagrania ze względu na spacerowiczów, którzy na ogół odnosili się do nas życzliwie.
Prezent muzyczny gotowy
Składanie nagrania zajęło mi zaskakująco mało czasu. Spodziewałam się, że będę ślęczeć przed komputerem kilka dni. Tymczasem znów wystarczyło parę godzin. Do tworzenia teledysku wykorzystałam program Windows Movie Maker, do którego wgrałam filmiki, odpowiednio je podocinałam i dopasowałam do muzyki. Sądzę, że mogłabym na tym skończyć, bo efekt był zadowalający, ale ambicja kazała mi pójść dalej i nie ograniczać się do samej ścieżki wideo. Zastąpiliśmy więc oryginalną ścieżkę dźwiękową naszym wykonaniem piosenki i przygotowaliśmy okładkę na płytę. Z perspektywy czasu uważam, że choć zupełnie nie potrafię rysować, pomysł z okładką był bardzo dobry, za to śpiew mogłabym sobie darować. Nie twierdzę, że fałszuję, ale amatorski śpiew a capella raczej nie ma szans dorównać wykonaniu z podkładem instrumentalnym.
Podsumowując, bawiliśmy się przednio, mamy super pamiątkę i niezapomniane doświadczenie. Czy był to dobry prezent dla nowożeńców? Znajomi zapewne docenili nasz wysiłek, ale chyba lepsze byłoby coś, co nie tylko prezentowałoby nas, ale w czym i oni mieliby swój udział. Dlatego też do kolejnego teledyskowego prezentu podeszłam już zupełnie inaczej, o czym opowiem Wam w kolejnym wpisie.
Dobre rady:
– Nagrywając się, trzeba słyszeć muzykę w tle. Na koniec podstawia się inną, „czystą” ścieżkę muzyczną, a tę służącą do nagrywania się wycisza, ale muzyka w tle ułatwia dopasowanie ścieżki wideo i audio i pomaga poruszać się do rytmu i w odpowiednim tempie (co może być trudne, jeśli tylko się sobie podśpiewuje lub „słyszy” muzykę w głowie).
– Wszystko co się da, należy przygotować zawczasu, żeby jak najbardziej skrócić czas samego nagrywania. Jest to szczególnie istotne, kiedy nagrywa się w plenerze i czas nagrywania uzależniony jest od tego, jak długo sprzęt jest w stanie działać bez ładowania baterii.
– Niewielu ludzi potrafi improwizować bez stresu i z dobrym efektem, dlatego nie polecam opatrywania fragmentów scenariusza dopiskiem „tu się coś wymyśli na miejscu”. Moment, w którym improwizujemy „po prostu sobie tańcząc” jest w mojej ocenie najsłabszym miejscem naszego teledysku.
tylko nietuzinkowe prezenty wymagające własnej inwencji twórczej i zaangażowania darczyńcy pozostają długo w pamięci obdarowanej pary 🙂
To prawda. Samo tworzenie też zapadło w pamięć. Ja świetnie się bawiłem nagrywając poszczególne sceny.