• [ULWPQSF id=2944]
  • Koronawirus w krainie bajek, drugi tydzień pandemii

    Wróć do opowieści pierwszej: Koronawirus w krainie bajek. Księżniczka Rozumka i tajemniczy wirus

    Mała Syrenka czuła się, jakby jej świat cofnął się o kilka przygód. Już zdążyła przywyknąć do swojego z trudem osiągniętego szczęścia – możliwości dzielenia czasu między rodzinę w oceanie a ukochanego na lądzie – a teraz znowu musiała wybierać. Słone wody jej ojczyzny wydawały się bezpieczne. Nikt tam nigdy nie kaszlał ani nie kichał, więc można było założyć, że wirusy nie mają do nich dostępu. Królestwo Trytona funkcjonowało całkiem niezależnie od innych, dlatego jego poddani nie musieli też obawiać się ewentualnych zakłóceń w łańcuchach dostaw. Nie mogłaby tam jednak zabrać księcia Eryka, który – mimo całego szacunku, jakim darzył swojego teścia – nie wytrzymałby z jej ojcem więcej niż kilka minut.

    Dylemat Arielki rozwiązał się sam, kiedy pozamykano granice. Drogi wodne kontrolowano nie mniej skrupulatnie niż inne. Przekonał się o tym choćby Pinokio, który w brzuchu wieloryba próbował uciec z jednego z najbardziej zainfekowanych krajów.

    – Panie władzo, ja tylko myłem w morzu ręce. Przecież takie są obecnie zalecenia. Myłem ręce i wpadłem…

    Oficer straży granicznej spojrzał na niego sceptycznie.

    – A poza tym nie mogę być zarażony. Wirusy przenoszą się tylko na ludziach, a ja jestem drewnianą kukiełką. Mogę zaraz wskoczyć z powrotem do wody i sam pan zobaczy, że będę unosić się na powierzchni!

    – Na twoim miejscu, cwaniaczku, przestałbym się pogrążać – przerwał mu oficer. – Bo zamiast siedzieć bezpiecznie w odizolowanej celi, zostaniesz tu wystawiony na kontakt z tłumem miłośników przyrody, z ponad metrowym nosem zaklinowanym w zaroślach.

    Jego groźba miała, niestety, solidne podstawy. Mieszkańcy baśniowych krain w większości dostosowali się do zaleceń swych monarchów. Miasta i miasteczka faktycznie sprawiały wrażenie opustoszałych. W lasach jednak roiło się od niesubordynowanych spacerowiczów utrudniających mocno pracę rozwożącym jedzenie i leki Czerwonym Kapturkom. Kilkoro z nich już złapało wilka i musiało zostać poddanych kwarantannie.

    Podobnego losu nie uniknęło siedmiu krasnoludków. Z jednej strony utrzymywali bliski kontakt z pierwszym znanym przypadkiem zgonu na skutek zarażenia wirusem. Z drugiej mieszkali z krasnalem, który sam zdradzał objawy choroby.

    – To tylko alergia! Mam tak od urodzenia! – Jego przerywane napadami kichania tłumaczenia nie przekonywały pracowników SANEPIDu (Stanowczych Acz Niedoskonałych Egzekutorów Polityki Izolacji Domowej).

    – Lepiej zostać w domu, niż rozsiewać nawet hipotetycznego wirusa – orzekli, uziemiając Apsika. – A jeśli złamiecie kwarantannę, odbierzemy wam wszystkie wydobyte tego roku diamenty. I pamiętaj, żeby kichać w łokieć! – dodał najgroźniej wyglądający z nich. – To, że cię nie widzimy, nie znaczy, że nie dowiemy się, że o wszelkich nieregulaminowych kichnięciach!

    Mając w perspektywie dłuższą utratę podstawowego źródła dochodów, zwykle bojowo nastawione krasnoludki tym razem skapitulowały i ograniczyły swoją aktywność do komponowania piosenek a capella, gwizdania ich na głosy i wrzucania swoich utworów do sieci.

    Zanim jednak przyszła do nich pierwsza kontrola lokalnej policji, z obawy o już nagromadzone kosztowności, namówiony przez Gburka Mędrek wydał wszystkie oszczędności krasnali na zakupy i – ku uciesze Wesołka – zawalił całą chatkę zapasami suchego prowiantu, konserw i papieru toaletowego, nie pozostawiając Śpioszkowi miejsca do spania, jeszcze bardziej utrudniając Gapciowi przemieszczanie się bez potykania i pozbawiając kluczowych zasobów okolicznych mieszkańców, której to kwestii nie śmiał podnieść na głos ostatni z krasnoludków.

    Przez krótką chwilę wydawało się, że sytuację może uratować Alladyn, który zaoferował na ratunek światu swojego dżina, ale szybko okazało się, że ten nie ma władzy nad sprawami życia i śmierci. Zważywszy na ograniczenia w zdalnym dostępie do sklepów, wykupowanie newralgicznego asortymentu i niemożność zakupu toniku, część obserwatorów śledzących ten wątek uznała, że dżin na nic się nie przyda, podczas gdy co bardziej pomysłowi zasugerowali wykorzystanie jego właściwości chociaż do dezynfekcji rąk.

    W związku z coraz większą liczbą chorych, poddanych kwarantannie oraz tych obawiających się jednego i drugiego, życie przeniosło się na BAL (portal społecznościowy, którego pełna nazwa to Bardzo Atrakcyjna Lokalizacja). Oprócz piosenek wygwizdywanych na żywo przez siedmiu krasnoludków czy równie oryginalnych co nieskutecznych pomysłów na zabezpieczenie się przed wirusem można tam było wysłuchać między innymi orędzia wystosowanego przez Wandę do Piotrusia Pana.

    – Kochany Piotrusiu! – zwracała się wprost do słuchacza poważna dziewczynka w przykrótkiej koszuli nocnej. – Doszły mnie słuchy, że razem z Zaginionymi Chłopcami wciąż biegacie beztrosko po Nibylandii. To nieodpowiedzialne. ZOSTAŃCIE W DOMU! Nawet jeśli to prawda, że dzieci przechodzą chorobę łagodniej, przez swoje harce narażacie Indian, Syreny i Piratów. Zwłaszcza tych ostatnich, którzy lata młodości mają już dawno za sobą. Już widzę, jak robisz wielkie oczy, że staję w obronie tych hultajów. Zastanów się jednak, czy chciałbyś sam pokonać Haka, czy wolałbyś, żeby zmogła go choroba. Jak chcesz, żeby zapamiętali cię ludzie? Jako tego, kto stoczył z Hakiem zwycięski pojedynek twarzą w twarz, czy tego, kto przez przypadek zaraził go wirusem? Jeszcze raz, Piotrusiu, proszę cię bardzo: ZOSTAŃCIE W DOMU, bo jeśli pozwolicie chorobie rozprzestrzeniać się w obecnym tempie, już niedługo nie zostanie ci żaden wróg do dręczenia, a tego z pewnością byś nie chciał.

    Tu Wanda robiła pauzę, by Piotruś mógł przemyśleć swoje zachowanie. Po chwili znów patrzyła prosto w kamerę, a w jej oczach szkliły się łzy.

    – Gdybym tak mogła do ciebie przylecieć… Poopowiadałabym wam bajki i zorganizowała ciekawe zabawy, a przede wszystkim dopilnowała, żebyście CZĘSTO MYLI RĘCE. Niestety wszelkie podróże, również lotnicze, są teraz zabronione, ale zamiast tego mogę opowiedzieć ci jeszcze raz twoją ulubioną historię.

    W tym miejscu Wanda relacjonowała Piotrusiowi, jak kiedyś odciął Hakowi rękę, okraszając swoją opowieść łechcącymi ego chłopca „ochami” i „achami” i rumieniąc się przy tym, jakby przeżywała to pierwszy raz. Większość gości na BALu nie słuchało jednak dłużej, ale kontynuowało samodzielne poszukiwanie kanałów z pożytecznymi treściami. Problem podniesiony przez Wandę był bowiem dość powszechny: co robić w domu z latoroślami, które nie mogą pójść ani do szkoły, ani na plac zabaw?

    W tym temacie brylowały rodziny wielodzietne, zwłaszcza te, które na co dzień prowadziły nauczanie domowe i których życie nie zmieniło się aż tak drastycznie. Dużą popularnością cieszył się kanał „Buda” 101 dalmatyńczyków. Pongo i Perdita zachęcili swoje szczeniaki do opisania ich ulubionych sposobów spędzania czasu. Tak powstał zbiór „99 zabaw bez wychodzenia z domu”. Liczba ta wydawała się imponująca, jednak po bliższej lekturze szybko okazywało się, że jest to 99 wariacji na temat zabawy w policjantów i złodziei.

    Ze znacznie bardziej zróżnicowaną ofertą wyszło wydawnictwo Bella, które całkiem za darmo opublikowało serię materiałów edukacyjnych. Jeśli wierzyć plotkom, to dworzanie Belli, którzy umierali z nudów, nie mogąc organizować wystawnych przyjęć, przerabiali w tempie ekspresowym na e-booki poradniki: „Hodowla róż w pomieszczeniach zamkniętych”, „Polerowanie srebra bez tajemnic” czy „Przekształć swoją biografię w musical”, ostatni hit wydawniczy „Wykorzystaj kryzys, by schudnąć. Czterdzieści dań z podpłomyków”, a także bestsellerową trylogię: romans „Kochając bestię”, dreszczowiec „Pokonać bestię” i dramat obyczajowy „Życie z bestią”.

    Cała aktywność na BALu, której nie sposób było śledzić na bieżąco, zamierała co tydzień o tej samej porze. W samo południe dźwięk dzwonów transmitowany na kanale Quasimodo oznajmiał rozpoczęcie mszy w katedrze Notre-Dame relacjonowanej na żywo przez jej garbatego dzwonnika.

    Jedynym, który nie zakładał wtedy odświętnego stroju i którego nie ogarniało poczucie zagrożenia, nie ruszały zewnętrzne ograniczenia i nie dotykały zmiany społeczne, zdawał się być Shrek. Na myśl o kilkutygodniowym zwolnieniu z obowiązków towarzyskich skrajne introwertyczny ogr odetchnął wręcz z ulgą i konsekwentnie pozwalał, by jego ukochane, śmierdzące bioodpadami bagno pochłaniało wysyłane mu przez znajomych i nieznajomych zaproszenia na BAL.

    … opowieść trzecia poniżej…



    Jeśli spodobała Ci się ta historia, chętnie pomogę Ci napisać własną opowieść w prezencie dla bliskiej osoby. Zapoznaj się z moją ofertą TUTAJ.

    Zamów opowiadanie<br />

    A jeśli szukasz innego prezentu, który możesz podarować w czasie epidemii, zajrzyj do wpisu „12 bezpiecznych prezentów na odległość, czyli jak obdarowywać w czasach koronawirusa”, w którym oferuję praktyczną pomoc na urodziny, imieniny czy ważne rocznice Twoich bliskich.



    Czy chcesz dowiedzieć się, co działo się dalej w krainie bajek? Przeczytaj opowieść trzecią: Koronawirus w krainie bajek. Doktor Dolittle i dziewczynka z objawami

    CZYTAJ DALEJ